Żyję, nadal. Złamałam obietnice i rozczarowałam Was. Obiecywałam sama sobie, że dam radę pisać, choćby nie wiem co. Ale nie przewidziałam, że stracę jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Straciłam wszystkie chęci, swoją siłę woli, część siebie...
Od kiedy pamiętam byłam zimną osobą, a moje serce nie wytwarzało jakichkolwiek emocji, było pozbawione empatii. Do momentu kiedy, poznałam osobę, która obudziła we mnie człowieczeństwo, to właśnie dzięki niej zaczęłam pisać, wyrażać samą siebie. To ona była pierwszą osobą, która przeczytała moje teksty i namówiła mnie, abym dzieliła się nimi z innymi ludźmi.
Jednak ludzie to kurwy, które na podstawie czułych słówek i obietnic budują więź, do której Ja za bardzo się przywiązałam.
Ostatnie miesiące były najtrudniejszymi miesiącami w całym moim życiu i potrzebowałam dużo czasu aby nabrać dystansu do samej siebie.
Dlaczego tu wróciłam? Potrzebuję tego. Myślałam, że nigdy więcej tu nie zajrzę, ale zrozumiałam jedną rzecz, że zmieniłam się nie poprzez tą osobę, a przez tego bloga i ludzi, których nigdy nie widziałam, a którzy mnie wspierają. Ta osoba jedynie mnie popchnęła w tym kierunku, a to właśnie Wy mnie tu przytrzymaliście.
Dziękuję.
Tekst poniżej napisałam dosłownie 2 minuty po tym jak ta osoba powiedziała jedyne słowa, których się po niej nie spodziewałam.
"Cichy szept. Delikatne muśnięcie. Swobodny dotyk. Przyjemna woń. Nic nie widzę.
Czuję wszystko. Kochaj mnie. Dotknij mnie. Czuj mnie. Uspokój mnie. Sprowadź
mnie na ziemię. Wprowadź mnie w rzeczywistość. Przytrzymaj mnie. Bądź przy mnie.
Mów do mnie. Jestem niczym bez ciebie. Nie uciekaj. Nie zostawiaj mnie. Daj mi
szansę. Pokażę Ci. Pokaże wam wszystkim. Zabierz ten pistolet. Nie pozwól mi.
Zatrzymaj mnie. Strzelę. STRZELĘ! SŁYSZYSZ MNIE? STRZELĘ. 1 … 2 … 3 … Nie ma
ciebie. Nie mam mnie. Białe ściany. Rażące światło. Trujące powietrze."
Jest niesamowicie melodramatyczny, nawet jak na mnie. Jednak, jest prawdopodobnie najważniejszym tekstem jaki kiedykolwiek napisałam.
W komentarzach piszcie jak bardzo mnie nienawidzicie za to, że zapuściłam tego bloga.
Aktualnie nadrabiam zaległości u innych autorów.
Następny rozdział prawdopodobnie pojawi się w poniedziałek.
Strasznie Was przepraszam, ale w tym tygodniu nie dam rady nic wstawić. Mam dużo spraw do załatwienia w tym tygodniu i po prostu nie chcę tego zawalić. Kolejną historię mam już napisaną, praktycznie wszystko jest już gotowe, tyle, że muszę sprawdzić błędy, a że popełniam ich strasznie dużo to muszę chwilę na to poświęcić. Rozdziału możecie się spodziewać w sobotę/niedzielę. PRZEPRASZAM.
-NIE, NIE PROSZĘ. ZRÓBCIE COŚ. MUSICIE! PROSZĘ. NIE ZABIERAJCIE MI GO! - Krzyczała. Płakała. Błagała. Groziła. Ale nic nie mogła już zrobić. Było za późno. Nic nie zwróci mu życia. Nie ważne jak bardzo będzie się starła ile czasu, sił, krwi i potu poświęci on nie wróci. To niesprawiedliwe. Ona nie potrafi żyć bez niego, a on nie potrafił bez niej. Byli dla siebie wszystkim, nie mieli niczego, nikogo oprócz siebie. Kochali siebie nawzajem najmocniej jak tylko to było możliwie. Oddali by życie dla siebie ...
Teraz jej egzystencja jest pusta i bezsensu. Bez niego. Bez jego uśmiechu, rozczochranych włosów, jego śmiechu, jego głosu, jego zapachu, dotyku ... Nie potrafi funkcjonować tak jak dawniej. Jest nikim sama. Razem z Liam'em tworzyli jedną osobę. Ona polska dziewczyna, przyjechała do Londynu do pracy, aby pomóc finansowo rodzinie w Polsce, on syn właściciela restauracji w której pracowała Marysia, ale razem byli czymś co nie zawsze zachodziło w związkach. Każdy kto choć raz spojrzał albo porozmawiał z jednym z nich, śmiało mógł powiedzieć, że są dla siebie stworzeni, że są sobie zapisani w gwiazdach. Na każdym kroku udowadniali jak bardzo siebie kochali i ile dla siebie znaczą. Co z robi dalej bez niego? Szczerze? Nie mam pojęcia.
Przyjechałam do niej, bo wiem jak bardzo teraz kogoś potrzebuję. Jak tylko dowiedziałam się o jego śmierci, bez zastanowienia kupiłam bilet i przyleciałam tu, do niej. Przez pierwsze dni się do mnie nie odzywała. Dopiero wczoraj.
- Brakuje mi go. - Powiedziała. Siedziała w oknie, ubrana w jego sweter. Wyglądała tragicznie. Zaczerwienione oczy. Blada skóra i jeszcze bardziej kościste ciało ( o ile to możliwe). Była wrakiem, cieniem samej siebie.
- Brakuje mi jego dotyku, spojrzenia, zapachu. - Rozciągnęła rękawy swetra na dłonie i zaciągnęła się jego zapachem. Na jej bladej twarzy przebiegł cień uśmiechu. Spojrzała w pustą przestrzeń.
- Cały czas mam wrażenie, że zaraz wejdzie tymi drzwiami, podbiegnie tu do mnie i mnie pocałuje. - Opuszkami palców dotknęła swoich popękanych warg. Zamknęła oczy i lekko się uśmiechnęła.
- Czuje jakby tu był, jakby teraz siedział koło mnie i mnie pocieszał, mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Ale on nie wróci, prawda? - Spojrzała się na mnie, a ja nie potrafiłam nic powiedzieć, bałam się, że połamię jej serce na jeszcze mniejsze kawałeczki mówiąc, że on już nie wróci, bo nie wróci. Powiedziałam to co pierwsze przyszło mi do głowy.
- Wiesz, wszyscy się za ciebie modlą, w Polsce. - Zmarszczyła brwi i zacisnęła pięści.
- Do kogo się modlą?! Do Boga? Tak? Ha, proszę Cię, jaki Bóg odbiera niewinnych ludzi, dobrych ludzi, jaki Bóg tworzy takich zjebów, którzy bez sumienia chodzą po ulicach i strzelają do niewinnych ludzi?! Jaki Bóg, odbiera mi najważniejszą osobę w moim życiu. Modlitwy mi go nie zwrócą, nie pomogą mi! - Ostanie słowa, wycedziła przez zaciśnięte zęby z trudem powstrzymując napływające łzy. Wzięła głęboki oddech i znowu zaczęła wpatrywać się w ścianę. Chciałam jej pomóc, ale nie mogłam. Nie mogłam nic zrobić. Ona musiała to po prostu sama przeżyć, bez niczyjej pomocy, a ja musiałam wracać do Polski.
Kiedy już wychodziłam z jej mieszkania i wyciągałam walizki, spojrzałam na nią i powiedziałam. - On chciałby żebyś była silna. - Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, a ja wyszłam.
Nigdy nie widziałam, żeby ktokolwiek tęsknił za kimś tak bardzo, że odmawiał sobie jedzenia, picia, snu, czasem nawet oddechu. Gdybym mogła wzięłabym część jej bólu na siebie, by choć na chwilę zapomniała.
To co się im przytrafiło ... Kurwa, tego nie da się zapomnieć.
Wyobraź sobie, idziesz spokojnie ulicą, podziwiasz uroki Londynu, trzymasz się za rękę ze swoim chłopakiem, kiedy nagle jakiś mężczyzna staje na przeciwko twojego chłopka, pyta się o godzinę, a kiedy chłopak odpowiada, że nie wie. Mężczyzna wyciąga broń z kurtki i strzela mu prosto w klatkę piersiową, a zaraz po tym ucieka. Twój chłopak nadal trzymając ciebie za rękę osuwa się na ziemię. Jego koszula przybiera szkarłatno-czerwoną barwę, a jego oczy wcześniej wyrażające szczęście i miłość, teraz przypominają tylko pustkę. Klękasz nad nim i dotykasz jego policzka, kilka minut temu, był ciepły, a dotyk jego skóry przyprawiał o przyjemne dreszcze, teraz jest zimny i blady. Dotykasz jego ust, które są lekko posinione, niczym nie przypominają tych, które tak czule obdarzały Cię pocałunkami. Patrzysz na niego i przez łzy, krzyczysz.
- Proszę Cię, nie zasypiaj, obudź, nie rób mi tego.Kocham Cię, nie odchodź ... - Czujesz jak funkcjonariusze pogotowia odciągają Cię od ukochanego i zakładają na ciebie koc. Widzisz jak podchodzą policjanci, pytają Ciebie, o mordercę, a jedyną rzeczą o której teraz myślisz to dlaczego twój chłopak nie powiedział mu, która jest godzina ...
To jest ich Historia, jaka jest twoja?
Od autorki:
Dzisiaj trochę inaczej i w innej osobie, ale myślę, że nadal utrzymałam styl z poprzednich postów.
Ja sama jestem zadowolona z tego tekstu, z pomysłu i jego wykonania. Dlaczego? Ponieważ ta historia jest bliska mojemu sercu. I uwierzcie mi, że bardzo mi zależy na tym tekście i na szczerych komentarzach.
Co do zakończenia, Marysia, miesiąc później, rzuciła pracę w Londynie i przyjechała do Polski, a tam razem z starszym rodzeństwem otworzyła restaurację za oszczędzone pieniądze. Jednak nigdy naprawdę nie zapomniała o Liamie.
PS Bardzo dziękuję, za wszystko, nawet nie wiecie ile radości sprawia mi czytanie komentarzy, gdzie ktoś pisze, że czytając moje teksty, uronił trochę łez, albo, że tekst odzwierciedla w jakimś stopniu jego historię. Bardzo wam dziękuję.
Trzecia klasa, ostatnia. A ja nadal jestem nikim. W sumie, to kimś ... Ukrywającym się gejem Nic nie znaczącym dzieciakiem, którym wszyscy pomiatają. (westchnienie) Gdyby się tylko dowiedzieli, że jestem ... inny. Miałbym przejebane.
Nie mogę się doczekać, aż opuszczę tą szkołę z którą nie wiąże się absolutnie nic dobrego. Odliczam dni do końca roku, a raczej odliczam dni do początku wolności ...
Odkąd pamiętam interesowałem się tym co "normalny" chłopak nie powinien. Walczyłem z tym, walczyłem by się zmienić, żeby zadowolić moich rodziców. Jednak to nie jest takie łatwe, jakie mogło by się wydawać.
Skąd ta pewność, że jestem gejem? No cóż, od ponad 3 lat podkochuję się w ... takim jednym. Nie jest homo nawet bi. Ma dziewczynę. Są tą parą, wiecie nad którą wszyscy wzdychają, jacy to oni nie są wspaniali. Należą do tej elity, która w filmach dla nastolatek, składa się z trzech suk, a naczelna z nich ma boskiego chłopaka. Tak, tym chłopakiem jest Noel. A Noel jest chłopakiem, którego kocham. Jednak czasem mam wrażenie, że nie jest szczęśliwy i ma ochotę się wyrwać z tego toksycznego czegoś. Wielokrotnie o nim myślałem, wyobrażałem sobie, jak dobrze może się czuć przy mnie, a ja przy nim.
Stanąłem przed lustrem spojrzałem w odbicie. Pełne usta, błękitne oczy, lekko zatarty nos, typowa dziewczęca szczęka, blond włosy, które same z siebie idealnie się układają. Zajrzałem do szafy i sam do siebie się uśmiechnąłem, piękne rzeczy perfekcyjnie prezentowały się na półkach, tyle rzeczy chciałem założyć, ale cóż ... Nie może wzbudzać podejrzeń. Wybrałem pierwsze lepsze spodnie i zwykły T-shirt. Nic ponad normalność. Wyszedłem z pokoju i zszedłem na dół. W kuchni już wszyscy siedzieli. Zwykła rodzina z przedmieść. Tak bardzo przewidywalne.
-Finn siadaj, śniadanie. - Mama promiennie się uśmiechnęła do mnie i wskazała na miejsce naprzeciwko ojca. Nie miałem ochoty na jedzenie. Przecież nie mogę sobie pozwolić na kilka kolejnych kilogramów.
-Nie dzięki, zjem w szkole.
- Tak, bo będziesz miał akurat z kim. - Rok młodsza, dziewczyna pogardliwie prychnęła. W przeciwieństwie do mnie miała przyjaciół. Miła życie, miała z kim spędzać czas. Zignorował to, ale przecież miała racje. Ojciec wyjrzał znad gazety i spojrzał od stóp do głów na mnie. Upił duży łyk kawy i ponownie sięgnął do gazety. Przez moje myśli przebiegła szybka myśl. Żadnego kurwa Dzień Dobry?! Kochany tatuś.
Zrezygnowany sięgnąłem po torbę i wyszedłem z domu trzaskając drzwiami. Wyciągnąłem słuchawki i włączyłem Lanę, Blue Jeans. Delikatna melodia dotarła do moich uszu, cichy szept muskał moje uszy. Wtedy dałem się ponieść myślom. Wyobraziłem go sobie, jego burzę rozczochranych włosów nonszalancko opadających mu na czoło. Jego umięśnione barki czule przytulające moje ciało. Jego uśmiech na mój widok. Marzenia.
I will love you till the end of time I would wait a million years Promise you'll remember that you're mine Baby can you see through the tears?
Nagle ktoś wpadł na mnie, upadłem na ziemię i spojrzałem w górę. Jakiś chłopak przybrał wkurwiony wyraz twarzy i krzyknął - Uważaj jak łazisz, debilu. - Tak ... Brutalna rzeczywistość.
Wszedłem do szkoły, wziąłem głęboki oddech. Setki roześmianych nastolatków, z promiennymi twarzami, plotkowali, śmiali się. Byli szczęśliwi. Stałem tak i patrzyłem na ten obraz, kiedy po raz kolejny ktoś nie popchnął. Upadłem i on też, nie znałem go. Chociaż .... No tak, to on przyjaźnił się z Noelem. Z mojej torby wypadły książki z jego też, trochę się wymieszały. Po chwili jednak wszystko wróciło do normy i rozeszliśmy się w przeciwnych kierunkach. Poszedłem w stronę łazienek i zamknąłem się w jednej z kabin. Czekałem na dzwonek, a kiedy zadzwonił poszedłem pod salę. Stałem na końcu i wypatrywałem nauczycielki, która najwyraźniej nie miała ochoty ruszyć swojego kościstego tyłka. Kiedy nareszcie raczyła się pojawić wpuściła nas do klasy, patrząc z ukosa na każdego. Lekcja mijała powoli, a z każdą kolejną minutą miał coraz większe wrażenie, że wszyscy szepczą, tylko nie on. Właściwie to zawsze coś szepczą, ale dzisiaj było inaczej. Dzisiaj to ja byłem tematem, modliłem się w duchu, żeby ta lekcja zakończyła się jak najszybciej. W momencie kiedy moje modlitwy zostały wysłuchane, wyszedłem z klasy i chciałem w spokoju wejść do łazienki, aby przeczekać kolejną przerwę. Jednak, coś poszło nie tak. Wychodząc z klasy wszyscy stali pod szafkami, i wyczekiwali? Tak. Wyczekiwali. Wszystkie spojrzenia były skierowane na mnie. Szeptali. Rzucali przezwiskami. Śmiali. Nie miał pojęcia co się dzieje. Gdy nagle ktoś rzucił 'Uwaga przyszły Finn Cambell idzie". Cambell. Cambell. Noel Cambell. Cambell to nazwisko Noela. I wtedy stanąłem twarzą w twarz z prawdą. Ktoś znalazł .... mój dziennik. Dziennik w którym wszystko zapisywałem, wszystko co czuję, i wszystko o czym marzę. Kurwa. Przemknęło mi przez głowę. Szybko zajrzałem do torby z przerażeniem stwierdziłem, że nie ma tam czerwonego zeszytu. Szybko przemknąłem przez korytarz, a tuż pod wyjściem ktoś rzucił zeszyt. Podniosłem go i ze łzami w oczach wybiegłem z szkoły. W dupie miałem pozostałe lekcje, chciałem po prostu znaleźć się w domu i ... pobyć sam. Biegłem ile sił w nogach, czyli bardzo wolno, biorąc pod uwagę moje chude nogi. Wparowałem do domu i uciekłem na górę, słysząc tylko wołanie mamy. Opadłem na łóżko i czułem jak tysiące łez wylewają się moich oczu. Jak bardzo to wszystko boli i jak bardzo miałem tego dosyć. Otworzyłem torbę i wyjąłem ten zeszyt. Wiedziałem, że zanoszenie go do szkoły nie było najlepszym pomysłem. Przewróciłem kartkę i czytałem zapiski, wyobraziłem sobie miny wszystkich jak to czytają, i jak dobrze się przy tym bawią. Miałem dosyć. Otworzyłem szufladę pod lustrem i wyciągnąłem niepozornie wyglądającą żyletkę, którą kiedyś ukradłem ojcu. Ręka mi zadrżała, kiedy ostrze zbliżyło się do ręki. Przejechałem palcem do wystającej żyle. Dreszcze przeszły mi po plecach. Co działo się potem, pamiętam bardzo dokładnie. Zapamiętałem każdy moment. Każdą kroplę krwi wylewającej się z obu rąk. Zapamiętałem jak z hukiem osunąłem się na ziemię i jak zalewam swoją krwią podłogę. Potem pamiętam, że mama weszła do pokoju i ...
No cóż, dalej nie wiem. Jedynie co mogę teraz powiedzieć to to, że w tamtym momencie popełniłem największy błąd mojego życia. I jak bardzo sobie je zniszczyłem podcinając sobie te żyły.
Co się dzieje ze mną teraz? Nie wiele, jestem w szpitalu na oddziele intensywnej terapii.
Co się ze mną stanie później, prawdopodobnie psychiatryk. Taak. No cóż, przynajmniej teraz wszyscy wiedzą kim jestem naprawdę.
To była moja historia, jaka jest twoja?
Nie wiem jak zacząć tą część od mnie (autorki), dużo się pozmieniało od czasu tamtej notki, ale nie chcę o tym opowiadać.
Dziękuję za tą nominację, jednak nie biorę udziału w tego typu konkursach/zabawach. Ja nie piszę tego bloga, aby zdobywać nagrody, uznania. robię to, bo sprawia mi to przyjemność. Robię to bo, chcę innym uświadomić, że gdzieś na świecie są ludzie z większymi problemami. Robię to, żeby powstrzymać młodych, bardzo młodych ludzi, aby przestali siebie krzywdzić i swoich bliskich. Więc, dziękuję, za tą nominację, ale sobie odpuszczam. :)
nigdy nie będę ładna.mądra.utalentowana.idealna.posłuszna.kochająca.szczera.ciepła.wierząca.
Wstałam jak każdego ranka, zawsze budzę się myśląc, po co? I tak umrę. Pogrzebią mnie. Zgnije zjedzona prze bardziej wartościowe niż ja robaki, a moja dusza trafi do piekła. Kolejny dzień nic nie zmieni. Podeszłam do lustra i przyjrzałam się odbiciu, zdjęłam pidżamę, nadal przyglądając się sobie. Nie widziałam tam nic co było by ładne. Powoli założyłam bieliznę, a potem ubrania, w między czasie słyszałam tłuczone szkoło i głośne 'KURWA'. Nabrałam głośno powietrze. Myślami błądziłam daleko od rzeczywistości, myślałam jak wspaniale będzie po zakończeniu liceum. Bycie wolnym, wyzwolonym od matki i innych ludzi, tak to będzie wspaniałe, ale jak dalekie ...
Tamtego dnia czułam coś ... dziwnego. Czułam na skórze niecodzienne uczucie. Przeczucie. Próbowałam zejść na dół, ale ból praktycznie każdej części mojego ciała stawał mi na drodze. Z trudem weszłam do kuchni, a tam z bólem przełykałam jedzenie i co jakiś czas zerkałam na swoją matkę, która nerwowo wypalała 4 już papierosa, popijając kawę. W kuchni panowała kompletna cisza, zawsze taka była. Nigdy nie rozmawiałyśmy. Ona nie pytała, ja nie odpowiadałam. Ja nie pytałam, ona nie odpowiadała. Proste. Odeszłam od stołu, skrzypiąc krzesłem. Zawiązałam sznurowadła, założyłam skórzaną kurtkę i zatrzasnęłam drzwi wychodząc. Z kieszeni wyciągnęłam pojedynczego papierosa, wypaliłam go w drodze do szkoły, nie chciałam tam iść, nie chciałam się prosić o kolejny powód, dlaczego to nie powinnam istnieć. Znałam je na pamięć.
Jestem tępą kurwą.dziwką.szmatą.suką. Jestem brzydka.tłusta.odrażająca.zimna.oschła.niechciana.niepotrzebna.bezwartościowa. Moja matka mnie kocha. Nikt mnie nie kocha, nikt mnie nawet nie lubi. Nie mam ładnych ubrań, ani ogólnie nie jestem ładna. Mam problemy psychiczne. Myśli samobójcze. Niską samoocenę. Jestem młodym, niedoszłym, samobójcą.
Każde z tych zdań, dawał mi powód, aby wyświadczyć sobie trochę bólu i ... zapomnieć? A może bardziej się pogrążyć. Smutne.
Weszłam do szkoły, założyłam kaptur na głowę i zaciągnęłam rękawy od znoszonej bluzy. Weszłam do klasy, usiadłam w ostatniej ławce i modliłam się w duchu, aby tym razem dali mi spokój, aby zapomnieli... Boże, ale byłam głupia i naiwna. Nie minęło 15 minut lekcji, kiedy dostałam liścik. Wiedziałam co tam jest napisane, ale mimo to otworzyłam go. Jakiś głosik kazał mi go otworzyć, to ten sam głosik kazał mi się ciąć, brać za dużo tabletek, pić za dużo, palić za dużo. Nazywałamm ten głosik zimną suką.
Jesteś tępą kurwą, nie zasługujesz na to żeby żyć, dziwię się, że jeszcze nie zgniłaś. Jesteś bezwartościowa suką, jak to możliwe, że normalny człowiek musi żyć w otoczeniu takiego śmiecia jak ty?
Taki mały liścik, a tyle bólu.
Zgniotlam to, ale to nie pomogło, słowa odbijały mi się w głowie. Coś w tym jest, nie powinnam życ to na pewno tylko szkoda, że byłam takim tchórzem, żeby odebrać sobie życie.
ironicznie
Cały dzień czułam ten dreszcz, podchodząc do szafki, na której widnieje napis, dziwka, paląc papierosa, jedząc jabłko w łazience, cały czas. Nie miałam ochoty zostawać na reszcie zajęć, więc poszłam do domu. Padał deszcz, nie śpieszyło mi się. Cała mokra weszłam do domu, a tam czułam dziwny zapach, przeszłam obok wejścia do kuchni, a tam w oczy rzuciła mi się ogromna krwistoczerwona plama. Zatrzymałam się, a tam, moja własna matka leżała na podłodze, jej ręce, były rozcięte wzdłuż żył, jej skóra była sina, źrenice zwrócone ku górze, była jeszcze w pidżamie. Wyglądała, tak jak wyobrażałam sobie, że skończy. Najdziwniejsze było w tym wszystkim to, że nie chciałam dzwonić na pogotowie, dla mnie to był po prostu kolejny powód, ale tym razem, to był pretekst, aby ...
Zabawne, że dopiero po śmierci matki nabrałam odwagi by zakończyć tą komedię, moje życie. Kiedy tak patrzyłam na jej rozkładające się ciało, wcale nie płakałam, wręcz przeciwnie, zaciskałam pięści. Pobiegłam do salonu. Sięgnęłam do szuflady, w której leżał pistolet i bez wahania, przyłożyłam go do skroni. Uśmiechnęłam się sama do siebie i strzeliłam. Nic nie poczułam. Już nie byłam tchórzem.
To moja historia, a jaka jest twoja?
Od autora:
Opowiadanie oczywiście jest czystą fikcją :) Nigdy niczego takiego nie przeżyłam, no może po części.
Nie jest to mój pierwszy blog, posiadałam wiele, o różnej tematyce, jednak nigdy nie mogłam się zdecydować na którym zostanę, dlatego założyłam tą stronę, która będzie zawierać w sobie, wiele różnych historii, które każdego dnia tworzą się w moim popapranym umyśle.
Opowiadania, nie zawsze będą miały taki koniec i nie zawsze będą takie ponure? przygnębiające? smutne? Sama nie wiem, jakiego słowa mam użyć.
Możesz sobie pomyśleć, że jestem, bardzo chaotyczna, coś w tym jest, ale ta notka miała taka być, bo właśnie tak widzę życie samobójców, chaotycznie.